Według dni tygodnia w miesiącu dziś mija 3 lata od naszej pierwszej wizyty w Oslo. Ostatni piątek lutego 2009 roku przypadał na 27 dzień miesiąca, także kalendarzowo w tym roku rocznica będzie w poniedziałek.
Było zdecydowanie zimniej a ulice i chodniki opanowane były przez śnieżne zaspy, ale fakt, że tegoroczna zima obchodzi się z Ośleńczykami dość łagodnie. Co jeszcze pamiętam? Przepiękne sople zwisające z domów wzdłuż Gyldenløves gate, wytarte kolana w Vikingskipshuset i przede wszystkim kompletny brak stresu w trakcie rozmowy o pracę. Było to dla mnie dość nowe i nieoczekiwane doświadczenie... Pamiętam też, że było zdecydowanie drożej i że piwo przegryzane Smashami smakowało niczym nektar i ambrozja ;) Był też bolący kręgosłup Ewy i chęć zobaczenia latem rzeźb na moście Ankerbrua. No i legendarne problemy z zamówieniem po norwesku herbaty w Ett Glass... Był to też punkt kulminacyjny rewolucji jaką zafundowaliśmy sobie z Ewą. Podsumowanie dotychczasowych rezultatów zostawię sobie na maj.
Z pozostałych aktualności - po niemal trzech latach zmieniam pracę. Pracodawca ten sam, ale definitywnie rozstaje się z exHuginem. Trochę szkoda, ale może być tylko lepiej. Więcej o tym może w innym wpisie.
Odwiedziła nas też moja mama. Bardzo chciała zobaczyć Wandę, a ja bardzo chciałem, żeby tu znów przyjechała. Jak celnie zauważyła Ola - miało miejsce chwilowe zagęszczenie trzech pokoleń kobiet rodu 'Z' ;)
Ciekawe tylko, że dwie z nich z tym nazwiskiem się nie urodziły, a trzeciej życzę, aby w rozsądnym czasie przynajmniej je uzupełniła ;) Babcia i wnuczka dogadywały się doskonale, dzięki czemu Ewa znowu mogła trochę odsapnąć.
Ale - jak to mówią - co dobre, szybko się kończy. Tydzień zleciał błyskawicznie i Babcia jest już z powrotem u siebie.
Tym samym zakończyliśmy tymczasowo sezon podejmowania gości. Przynajmniej wszystko na to wskazuje. Z najbliższą wizytą to my się będziemy udawać. Co przypomniało mi o kolejnym newsie - już czekamy na paszport dla Puchałkę. Tym razem wizyta w konsulacie zakończyła się pełnym sukcesem. Co prawda w drodze powrotnej Puchałkę urządziła nam koncert - niespodziankę, ale udało nam się jakoś wyprowadzić ten dzień na plus w ostatecznym rozrachunku. Szalę pomogła przeważyć słoneczna pogoda. Wiosna wisi w powietrzu...