Młoda skończyła pierwszy miesiąc. I tak nie ma czasu na refleksję... Warte odnotowania – miałem najdłuższy od 14 lat urlop. Całe 3 tygodnie. Upłynął jak jeden dzień. Dla kontrastu – przez ubiegły tydzień w pracy czułem się jakby czas wręcz się cofał. I nie mogę powiedzieć, żebym się nudził...
Mikrobi jest coraz bardziej interaktywny. Co prawda nadal uśmiechy rozdaje dość przypadkowo i to prawdopodobnie reagując raczej na puszczenie bąka a nie dla tego, że słyszy mój głos. Niemniej – uśmiechy są. Ogromny skok rozwojowy! ;)
Chciałem Młodej sprawić jakiś upominek, ale nic na siłę. (downshifting! downshifting!) Witryny po drodze z pracy do domu nie podpowiedziały nic rosądnego. Poczekamy zatem na choinkę...
W odniesieniu do poprzedniego wpisu – znalazłem całkiem 'na temat' publikację. Co prawda trochę w innym kontekście („Why I hire people who fail.”), ale poruszająca dokładnie to samo zagadnienie. Fragment warty przytoczenia:
„Jeżeli od czasu do czasu nie popełniasz błędów oznacza to, że prawdopodobnie się nie rowijasz. Pomyłki poprzedzają zarówno innowację, jak i sukces. Ważnym jest więc celebrowanie pomyłek jako centralnego elementu w każdej z kultur.”
Muszę przyznać, że chociaż chodziło mi z grubsza o to samo, to nie udało mi się raczej zachować tej samej lekkości wpisu. Za dużo frustracji? No cóż – załóżmy, że poprzedni wpis w pewnym stopniu był porażką na polu formułowania myśli i przelewania ich na cyfrowy papier. Teraz tylko wyciągać wnioski i zapamiętać lekcję ;) Jeszcze jedno fajne zdanie:
„W naszych biurach nie poprzestajemy na promowaniu podejmowania ryzyka – my wymagamy porażek.”
Tak więc z porażką trzeba się po prostu zaprzyjaźnić. Zaakceptować ja i przede wszystkim przestać demonizować. Każda porażkę da się przekuć na pozytywne doświadczenie. Kwestia percepcji... ;)
Ingen kommentarer:
Legg inn en kommentar